Hakoach Będzin 2:3 Czarni Lwów

Nie jest trudno przedstawić cel niniejszego sprawozdania ze spotkania Hakoach Będzin contra Czarni Lwów – jest nim okazanie systematycznego przeglądu wydarzeń na boisku.

Zacznijmy więc od słowa WOJNA.

Zdaje sobie sprawę, że czytelnik tego artykułu może nie być zainteresowany starożytnym Egiptem, aby przybliżyć jednak treść sportowych zmagań będziemy musieli cofnąć się do roku 1285 r. p. n. e.

Mowa o Bitwie pod Kadesz. To pierwsza bitwa w dziejach ludzkości, której przebieg daje się szczegółowo odtworzyć, została stoczona w pobliżu miasta Kadesz nad rzeką Orontes. Starli się hetycki król Muwattallis, a stawką była kontrola nad Syrią. W czasie bitwy obie armie poniosły ciężkie straty, lecz żadna nie została zniszczona. Moralne zwycięstwo odniósł Ramzes II, jednak bitwa nie okazała się być decydującą. Egipcjanie za sprawą fałszywej informacji uwierzyli, że armia hetycka wycofała się. Egipskie korpusy ruszyły więc na północ nieświadomi tego, że Hetyci oczekują ich ukryci w Kadesz…

Nawiązuję do tej wielkiej bitwy, pełnej zwrotów akcji, mając przed oczami rozegrane spotkanie w Będzinie. Do piłkarskich zmagań można przygotowywać się tygodniami, dysponować informacjami, opracowywać strategię, a tymczasem rzeczywistość przynosi niezmiernie zaskakujące scenariusze. Tak jak wojska Ramzesa II tak też Hakoach Będzin ruszył od początku spotkania z Czarnymi do ataku. Niestety dla gospodarzy , już w pierwszej akcji, po własnej stracie piłki w środku pola zawodnicy gości (!) mogli cieszyć się z prowadzenia 0:1. Strzelcem bramki był Damian Wiśniewski, któremu asystował Koszyka. Kiedy wydawało się, że to tylko chwilowa dekoncentracja i niebezpieczeństwo dla gospodarzy minęło, po około 10 minutach na tablicy widniał już rezultat 0:2. Szok i niedowierzanie zapanowało w Będzinie. Po drugiej asyście Koszyka na listę strzelców wpisał się Rafał Pietrzak. Lepszego otwarcia dla Czarnych nie można było sobie wymarzyć. Chwilę później Czarni mieli jeszcze okazję podwyższyć na 0:3, ale w świetnej sytuacji napastnik trafił w poprzeczkę.

Podczas bitwu o Kadesz rozbity korpus Re całkowicie zaskoczony uciekał do swojego miasta. Takiego zamiaru nie przejawiali jednak zawodnicy Hakoach Będzin. Trener Janusz Migoń oraz kapitan Hakoach – Łukasz Osadziński zagrzewali w dość spektakularnych słowach zawodników gospodarzy do wyjścia na drugą połowę spotkania i pokazania, dlaczego nikt w Będzinie jeszcze nie wygrał. Druga połowa przyniosła więc frontalny atak Hakoach, który został nagrodzony dwoma bramkami. Kilkanaście minut po zmianie stron spektakularnym, lecz wyraźnie pechowym golem samobójczym zapisał się w protokole meczowym obrońca Czarnych – Piotr Stawiany. Komentatorzy sportowi powiedzieliby, że w szatni Hakoach padły mocne słowa. Determinacja i wola walki doprowadziła do drugiego gola strzelonego przez samego Kapitana Hakoach – Łukasza Osadzińskiego. Zawodnik ten nie ulegając agresywnie grającej obronie gości swoimi huraganowymi atakami napędzał grę Hakoach. Mecz cały czas prowadzony był w atmosferze wojennej. Drugi gol dla gospodarzy spowodował, że wymiana „ciosów” nabrała wzmożonej, agresywnej charakterystyki. Obie strony zastosowały duży wachlarz ciosów, a mecz zrobił się brutalny. Sędzia, studząc żołnierskie zapędy do konfliktu, starał się wygaszać nastroje zagrażając serią wykluczeń. Niebezpieczne taktyki dobiegły więc końca. Nikt nie chciał schodzić z boiska będąc wykluczonym i osłabiając w ten sposób swój zespół. Honor i troska o własną drużynę pokonały agresywne zapędy. Gra stawała się coraz bardziej płynna i coraz częściej do głosu zaczęli dochodzić gospodarze, którzy wyraźnie nabrali ochoty na rozstrzygnięcie spotkania na swoją korzyść. Akcje były coraz wolniejsze i mniej dokładne, ale ostatecznie jeden z ostatnich przebłysków ofensywnych „Powidlaków”, przeprowadzony na cztery minuty przed końcem spotkania, przyniósł w końcu długo wyczekiwany efekt. Gol i 2:3 dla gości. Cisza zapanowała na połowie gospodarzy. Hakoach o wyrównującego gola walczył do końca, dysponujący jednak resztką sił Czarni zdołali dowieźć wynik do ostatniego gwizdka, po którym wielu zawodników zarówno gospodarzy, jak i gości padło na murawę. Bitwa dobiegła końca. Zawodnicy obu drużyn dziękowali sobie za walkę oraz determinację. Czarni Lwów odtańczyli swój radosny taniec wznosząc okrzyki na środku boiska, a piłkarze Hakoach schodzili z murawy w ciężkim sportowym nastroju. Taka jest piłka. Taka jest Retro Liga.

Hakoach Będzin 2:3 Czarni Lwów. 

Strzelcy bramek:

Wiśniewski 1’ (0:1), Pietrzak 10’ (0:2), Stawiany 53’ (1:2), Osadziński 55’ (2:2), Koszyka 87’ (2:3).